Pag 14 (PL)   B1-2022 PNKV Biuletyn online.

FC - Polska, holenderskie marzenie

Meterik, Polscy robotnicy, ksiądz i różnice

Lex Veldhoen

Jest to druga część relacji z wizyty Lexa Veldhoena i Asi Gąseckiej w środowisku polonijnym w Limburgii Północnej. Pierwsza część ukazała się w poprzednim numerze Biuletynu.

Grubbenvorst i Meterik są częścią gminy Horst aan de Maas; mieszka tu większość Polaków w tym regionie, więcej niż w Venlo. Razem z moją polską partnerką Asią jedziemy do Josa i Grażyny. Mieszkają w "nowo wybudowanym" domu z lat osiemdziesiątych przy cichym parku w Grubbenvorst. Jos Coesmans, urodzony w Heerlen, ma 72 lata. Wraz z rodzicami przeniósł się do Bredy. Tam zetknął się z Polakami, którzy walczyli tam w czasie II wojny światowej, później wrócił do Limburgii.

W 1968 r. poznał swoją żonę Grażynę z Gdyni. Ale korzenie Josa sięgają jeszcze dalej - do Polski: "Jestem właściwie trzecim pokoleniem pracowników migrujących, ponieważ mój polski dziadek przyjechał do pracy w kopalniach w pobliżu Heerlen w 1921 r. Grażyna mówi: "Meterik był kiedyś epicentrum polskich robotników w tej okolicy, ale obecnie rozproszyli się oni nieco bardziej, sami pokupowali domy w okolicy. Ten dom z tyłu kupiły też dwie Polki, obie pracują w logistyce".

Na czym polega więź łącząca Polaków na tym terenie? Jos: "W Horst na stałe zamieszkało 2000 Polaków, jedna trzecia z ogólnej liczby 6000 Polaków (a w sezonie nawet więcej), na 45 000 mieszkańców. Na terenie obiektu znajdują się dwa sklepy samoobsługowe. W Meterik działa szkoła sobotnia dla polskich dzieci, organizowana przez wolontariuszy. Jako grupa doradcza organizowaliśmy wieczory informacyjne z policją i pośrednikiem w handlu nieruchomościami, a po mszy świętej zapraszaliśmy czasem na wspólny wieczór w budynku naprzeciwko kościoła w Meterik, Meulenwiek. Organizowaliśmy wieczory dyskotekowe, dopóki w Horst nie otwarto dyskoteki. Jako grupa doradcza zawsze organizowaliśmy we wrześniu targi informacyjne i targi pracy z udziałem tłumaczy, których nie mogliśmy już teraz organizować ze względu na pandemię, a także warsztaty "Kiwaczek", podczas których przez sześć wieczorów udzielaliśmy informacji osobom niepewnym przyszłości w Holandii lub zmotywowanym do powrotu do Polski. W Koningslust mamy klub piłkarski z polską drużyną. Powstał o tym film dokumentalny "FC Polska". Wręcza mi płytę DVD i mówi: "W 2016 r. gmina Horst otrzymała nagrodę od Ambasady RP za wzorcowy projekt dotyczący przyjmowania polskich pracowników. Dwóch policjantów z Horst również otrzymało nagrodę, ponieważ podjęli wysiłek nauki języka polskiego".

25 RÓŻNIC

Zapytana o najważniejsze różnice w kulturze i obyczajach między Polakami a Holendrami, Grażyna mówi: "Ludzie w Meterik witają się ze wszystkimi, Polacy nie. Często nie otwierają się tak łatwo. Rzadko włączają się w cokolwiek. Tłumaczę w szkole podstawowej, w której uczą się polskie dzieci. Kiedy mówimy o pomocy psychologicznej, reakcja polskich rodziców jest taka: "Nie, moje dziecko nie jest głupie. Nie chcę, aby moje dziecko było inne". Oni uważają to za wstyd, podczas gdy Holendrzy cieszą się z takiej pomocy. Polacy są bardziej gościnni; "Gość w dom, Bóg w dom", trzeba od razu siadać do stołu. Kiedy Polacy idą do lekarza, od razu chcą antybiotyków i skierowania do specjalisty. Jeśli lekarz przepisze im paracetamol, skarżą się na niego.

Jos daje mi książeczkę: "25 różnic między Polakami i Holendrami". Zawiera on m.in. następujące różnice:
- Polacy są podejrzliwi, gdy ktoś obcy na ulicy mówi im "dzień dobry" lub zwraca się do nich. Myślą, że ta osoba czegoś od nich chce. Mówią "dzień dobry" tylko osobom, które znają. Holendrzy są bardziej otwarci i zwyczajem jest pozdrawianie ludzi na ulicy.
- W Polsce zawsze można liczyć na rodzinę, jeśli coś się stanie. Możesz zamieszkać z rodzicami i pozostać tam tak długo, jak chcesz. Jeśli rodzice są w podeszłym wieku, normalne jest, że zamieszkają z dziećmi. Holendrzy często oczekują, że w nagłych wypadkach rząd załatwi za nich sprawy i rzadziej zwracają się do rodziny.
- Polacy głośno rozmawiają, śmieją się, płaczą, bawią się i cieszą się z bycia razem. Towarzyszy temu śpiew i taniec. Emocje są bardzo ważne. Polacy często reagują emocjonalnie. W Holandii normą jest panowanie nad emocjami, zwłaszcza w miejscach publicznych.

W miejscu naszego pobytu oglądamy z Asią program "FC Polska – holenderskie marzenie". Opowiada o dwóch młodych polskich robotnikach, którzy grają w polskiej drużynie piłkarskiej w wiosce Grashoek (rzut kamieniem od AIR-BNB, w którym zatrzymaliśmy się z Asią). Śledzimy ich zmagania z tęsknotą za domem, drogę integracji i dążenie do realizacji marzeń. Asia i ja współczujemy, jak młodzi polscy pracownicy walczą o przetrwanie w tym kraju, jedynym jasnym punktem jest piłka nożna.

DUSZPASTERZ

Dwa dni po naszej wizycie na Mszy św. zostaliśmy przyjęci na plebanii naprzeciwko kościoła przez księdza Bartłomieja Małysza i poczęstowani świeżym, polskim sernikiem z owocami. Mówi: "Jestem członkiem zgromadzenia księży polskich, które zajmuje się duszpasterstwem zagranicznym. Przez pierwsze lata pracowałem w zgromadzeniach północno-wschodniej Polski, a następnie przez kilka lat w Niemczech. Przez ostatnie dwadzieścia lat przebywałem w Holandii, początkowo w Rotterdamie. Tutaj, w sobotnie wieczory, w kościele odbywają się msze święte zarówno polskie, jak i holenderskie. Organizujemy również polskie msze w Nuth, w południowej Limburgii, w Weert, a wcześniej w Venlo. Od czasów Covida w Meterik odprawiane są trzy msze święte - w sobotnie wieczory i dwie w niedziele.

Byłem zdumiony, widząc w niedzielę około stu wiernych. Czy zawsze jest tu tak tłoczno? Podczas zamknięcia mieliśmy ograniczenia dotyczące liczby odwiedzających. Dlatego też organizujemy więcej Mszy św. Covid był okresem przejściowym trwającym rok, kiedy ludzi przybyło mniej, a ich odzyskanie jest trudne. Mam nadzieję, że to nie jest trwałe. Zgłaszało się do mnie więcej osób, które z powodu Covida przeżywały ciężkie chwile. To, co widzieliście w niedzielę, nie jest nawet tak wielką liczbą. Jako odsetek tutejszej ludności polskiej jest ona stosunkowo niska.

Wielu Polaków, którzy pracują tu tymczasowo, ma tylko rower, odległości są duże, a niektórzy nie mogą przyjechać, ponieważ, zwłaszcza w logistyce, pracują także w niedziele. Przychodzą też Holendrzy, ale wiedzą, że Msza św. jest odprawiana w języku polskim. Może przychodzą ze względu na szczególną atmosferę. W przeszłości polscy pracownicy byli chowani tutaj, w regionie, potem było jeszcze trudniej, jeśli chodzi o transport do Polski, obecnie większość zmarłych jest przewożona do Polski i tam chowana. W okolicy znajdują się cmentarze, na których jest kilka polskich grobów".

Czy napotykacie tutaj na inne problemy wśród wiernych niż w Polsce i czy są różnice w stosunku do waszej poprzedniej parafii w Rotterdamie? Pastor: "W Rotterdamie więcej Polaków pracowało na chałturach. Oczywiście, w porównaniu z Polską, środowisko i pozycja Kościoła są inne. Frekwencja w kościele nie jest tak masowa jak w Polsce, ale jeśli ludzie przychodzą, to jest to świadomy wybór. Większe jest zapotrzebowanie na pomoc w zakresie problemów mieszkaniowych, prawnych i opiekuńczych. W tym zakresie ludzie wiedzą, że mogą zwrócić się do polskiego sklepu, ośrodka wsparcia i księdza w Meterik. Jeśli są problemy z pracodawcami, a było ich wiele, gdy przyjechałem tu po raz pierwszy, np. skandal w firmie produkującej pieczarki, rozmawiam z firmą. Czuję, że to jest moje zadanie. Sytuacja była tam straszna, pracownicy mogli spać czasami tylko dwie lub trzy godziny. Trwało to kilka lat i w końcu firma została zamknięta.

Teraz często jest lepiej. Obecnie, ze względu na panujący niedobór mieszkań, gminy nie są w stanie zapewnić mieszkań migrantom zarobkowym. Polacy w Holandii powinni się lepiej zorganizować, aby być kompetentnymi rozmówcami dla lokalnych społeczności i organizacji, np. w celu organizowania wspólnych działań. W Polsce rodziny otrzymują większe wsparcie w postaci zasiłków na dzieci niż w Holandii, więc można zauważyć, że niektóre rodziny myślą: co my tu jeszcze robimy?

- - -